Rozmowa z trenerem, koordynatorem Akademii Sportu Jackiem Grembockim

Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać, tymczasem mija dokładnie rok Pana pracy w naszej gminie. Proszę więc powiedzieć jak to się stało, że trener Jacek Grembocki trafił do  Akademii Sportu Kolbudy?

- To czysty przypadek. Kolbudy po spadku z ligi pilnie szukały trenera. Rozmowy prowadzone były z różnymi osobami. W tym gronie byłem również ja. Prowadzę swoją szkółkę piłkarską dla dzieci i mlodzieży, ale zawsze dodatkowo pracowałem też z seniorami, bo to trochę inny rodzaj szkolenia i inne emocje. Zgodziłem się na propozycję. Dlaczego? Ludzie, którzy ze mną rozmawiali zaimponowali mi tym, że nie są skażeni tzw. dziadostwem piłkarskim. Rozmowy prowadzone były rzeczowo. Spotkałem się z osobami, które mają wizję i chęć do działania. Futbol jest również moją największą pasją. Zawsze staram się unikać ludzi, którzy mówią, że czegoś się nie da zrobić. Tu spotkałem osoby, które chcą zmian, chcą się rozwijać i myślą nowocześnie.

Postawiono przed Panem niełatwe zadanie. Po spadku z IV ligi zespół był w rozsypce. Większość zawodników odeszła.

- Rozpoczynając przed rokiem pracę w Kolbudach, przed pierwszym meczem w piątej lidze odbyłem trzy treningi. Zastałem dwóch zawodników z pierwszego składu, który spadł z czwartej ligi. Byli też juniorzy, którzy wcześniej nie grali i nie trenowali z pierwszą drużyną oraz trzech lub czterech piłkarzy z A – klasy. Nie było czasu, żeby pozyskać kogoś nowego. Przez pół roku graliśmy praktycznie bez napastnika. Ci chłopcy nie zawiedli, jednak ich poziom sportowy nie był na piątą ligę.

Co się więc wydarzyło od tamtej pory? Skład uległ dużej modyfikacji?

- Zimą sprowadziliśmy doświadczonego Damiana Podkańskiego, który w sparingach strzelał po dwadzieścia bramek. Podobnie było w klubach, w których występował wcześniej. Wróciło też  trzech zawodników, którzy byli w Wierzycy Pelplin, gdzie nie grali lub grali mało. Wzmocniliśmy defensywę zawodnikiem, który w przeszłości grał w Arce Gdynia. Mamy trzech równych poziomem sportowym bramkarzy. Rok temu zastałem spaloną ziemię. Ze składu po poprzednim trenerze nie zostało praktycznie nic.

Mówimy o zawodnikach, którzy doszli, a jak prezentowała się młodzież, która została włączona do pierwszego zespołu?

- Było widać pewne braki w przygotowaniu motorycznym czy techniczno-taktycznym. Potrzebowaliśmy czasu, żeby to nadrobić. Potrzebowała go zwłaszcza młodzież, która nigdy nie grała na poziomie seniorskim. Ona jest teraz naszą przyszłością. W tej chwili trenują z nami chłopcy w wieku 16-17 lat. Na zajęcia z pierwszą drużyną przychodzi ich obecnie od 9 do 12.

To są mieszkańcy naszej gminy?

- To są wszyscy mieszkańcy naszej gminy, których ja promuję. Na treningi przychodzi w sumie 18-24 zawodników.

Jak na ten poziom rozgrywek to chyba nieźle?

- Podczas dzisiejszego treningu odwiedził mnie mój przyjaciel z Lechii, obecnie znakomity trener z Krakowa Dariusz Wójtowicz, który mówi, że frekwencja naprawdę jest dobra.

Na czym polegają treningi wyrównawcze dla młodych zawodników, które Pan wprowadził?

- Na niedzielne, dodatkowe treningi przychodzą zawodnicy, którzy mają jakieś braki. W zajęciach uczestniczą też jednak piłkarze starsi. To pomysł, który z powodzeniem realizowali wybitni trenerzy Bobo Kaczmarek czy Wojciech Łazarek. W młodszych rocznikach, na wzór klubów ekstraklasy wprowadzamy też coś co nazywamy „Top talent”. To dodatkowe zajęcia dla utalentowanych najmłodszych piłkarzy z grup dziecięcych. Zgodnie z moimi wytycznymi prowadzi je Bartek Merchel, zawodnik pierwszego zespołu, który jest jednym z lepszych technicznie piłkarzy z jakimi pracowałem. Ten projekt rozwija dzieci bardziej utalentowane. To zajęcia dla grup 4-6 osobowych. Treningi te mają doskonalić technikę. Tego wcześniej nie było. Wprowadzamy też tzw. piłkarskie soboty. Polega to na tym, że przyjeżdża drużyna, która ma grupy młodzieżowe i gramy turnieje na naszym stadionie. Dlaczego na naszym? Bo mamy piękny obiekt. Bardzo dobrą murawę i piękne, świeżo wyremontowane szatnie. Obiekt jest naprawdę zadbany.

A jak w ciągu ostatniego roku zmieniło się funkcjonowanie klubu? Pana przyjście zbiegło się właściwie w czasie z powstaniem Akademii Sportu. Czy zmieniła się tylko nazwa klubu?

- Jest zmiana. Idzie nowe i ja to widzę. Rozwija się zarówno pierwszy zespół, jak i Akademia. Tego nie można zepsuć. Stawiamy przede wszystkim na wychowanków, nawet kosztem wyników. Tak właśnie było jesienią. Mamy odnowę biologiczną. Zawodnicy chętnie uczestniczą w zajęciach na basenie. Mamy odprawy taktyczne. Praca odbywa się wiec nie tylko na boisku, ale również poza nim.

Pierwszy sezon, w którym prowadził Pan zespół, a który został przerwany przez koronawirusa, zakończyliście w środku tabeli. Czy ten wynik Pana satysfakcjonuje? Czy nie myślał Pan o budowie drużyny w oparciu o piłkarzy, którzy kiedyś otarli się o profesjonalny futbol? Tak robi dziś wiele zespołów.

- Nie. Mam wizję, aby stawiać na młodych zawodników, do których dobieram kilku starszych i doświadczonych piłkarzy, od których młodzież może się uczyć. Jednak nie takich, którzy ich zepsują i nie pozwolą się im rozwinąć. Oni muszą mi pomagać, aby ci chłopcy mogli się doskonalić.

Jak w tej chwili wyglądają te proporcje w pierwszym zespole?

- Średnia wieku wynosi bodajże 23 lata. Wewnątrz zespołu nie ma podziału na wychowanków i zawodników z zewnątrz. Chłopcy miejscowi są bardzo dobrze wychowani. To dla mnie wzorowa młodzież. Od lat pracuję z młodymi ludźmi więc wiem co mówię. Są zaangażowani i chcą iść do przodu. Muszą jednak pracować, bo sam fakt, że są młodzi nie daje gwarancji miejsca w składzie. Nie ulega wątpliwości, że celem moim i osób decyzyjnych w klubie jest doprowadzenie do tego, aby w pierwszym zespole grało jak najwięcej wychowanków, mieszkańców gminy. Musimy przy tym mieć odpowiedni poziom sportowy  wypracowany m.in. dzięki rywalizacji na odpowiednim poziomie. Pokazujemy młodzieży mechanizmy działające w profesjonalnej piłce. Muszą poznać abecadło, jeżeli w przyszłości chcą iść wyżej. W Akademii chcemy budować „piłkarza zwycięzcę”. Do tego potrzebna jest rywalizacja, która musi być w zespole.

Jest Pan nie tylko trenerem pierwszego zespołu, ale również koordynatorem w Akademii czy ma Pan wpływ na programy treningowe realizowane przez trenerów młodszych grup? Jak ocenia Pan warunki w Akademii na tle klubów, które mają drużyny seniorskie w wyższych ligach? Prowadził Pan wiele zespołów, ma Pan więc dużą skalę porównawczą.

- Przede wszystkim musi być cel. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie czy tylko prowadzisz zajęcia i zbierasz składki czy, tak jak w przypadku Akademii Sportu Kolbudy, chcesz wychowywać piłkarzy do zespołów zawodowych. Ktoś powie, o Jezu z Kolbud do zespołów zawodowych... Tak, ja wiem co mówię. Proszę zobaczyć na reprezentantów Polski z jakich małych klubów się wywodzą. Sam jestem byłym reprezentantem i wiem jak to działa. Wychowujemy piłkarzy do zespołów zawodowych. Poziom w Akademii i szkoleniu młodzieży był niezły już gdy przyszedłem. Cały czas chcemy go jednak podnosić. Działamy na narodowym modelu gry PZPN , który obowiązuje w każdym klubie. Tu wcześniej tego nie było. Wprowadzamy go małymi krokami. To nie jest łatwe. Są kursokonferencje, staże. Poznaję mentalność trenerów i sonduję czy oni chcą z nami iść. Każda zmiana może budzić niezadowolenie, ale w sporcie nie ma miejsca na niezadowolenie, bo ono spowalnia postęp. Trener, który nie chce się dokształcać, to się cofa. Jak ktoś się nie chce rozwijać to w pewnym momencie odpada. Dzieciom chcemy oferować piłkę, sporty uzupełniające, ale przede wszystkim wychowanie. Musi być rywalizacja, bo ona jest motorem rozwoju. Umiejętności nie wystarczą. Musi być mała rywalizacja już od najmłodszego rocznika. Trzeba zawsze chwalić, aby dzieci naśladowały tego kolegę, który się wyróżnia.

Niedawno Pan i dyrektor Akademii Pan Michał Netza spotkaliście się z wielokrotnym reprezentantem Polski Tomaszem Wałdochem, który od wielu lat związany jest z legendarnym klubem Schalke 04 Gelsenkirchen. Rozmowa dotyczyła współpracy z niemiecką drużyną. Na czym miałaby ona polegać?

- Szukamy wspomagania. Korzystamy ze swoich znajomości. Nie ukrywam, że Tomasz Wałdoch jest moim kolegą, z którym przez lata występowałem w Górniku Zabrze. Razem graliśmy też w reprezentacji kraju. Chcemy wysyłać naszych trenerów na staże, aby podpatrywali jak wygląda praca z młodzieżą w najlepszych klubach. Tomek mieszka w Niemczech od 25 lat. Otworzy nam furtkę, która umożliwi dokształcanie trenerów. Chcemy też jeździć na turnieje i zapraszać gości. Mamy oprócz tego pewien cel na lata, o którym dziś nie chciałbym mówić. Potrzebujemy nowoczesnych metod treningowych. Czegoś co dziś jest za granicą. Dobre wrażenie na Tomku Wałdochu zrobił dyrektor Akademii. Dostrzegł w nim człowieka z pasją. Osoby, które budują Akademię cały czas się uczą. Chcą jednak budować, korzystając z doświadczenia ludzi, którzy w futbolu coś osiągnęli. Mają entuzjazm i poświęcają swój prywatny czas.

Odbiegając nieco od Akademii chciałbym Pana zapytać o jednego z najlepszych piłkarzy świata Roberta Lewandowskiego. Był Pan jego trenerem w Zniczu Pruszków. Co takiego miał ten zawodnik co wyróżniało go z grupy? Był to początkowy etap jego kariery.

- Robert na tamtym etapie nie wyróżniał się niczym oprócz świeżości. Młody, szczupły, szybki zawodnik. Młodzieńczy powiew na boisku było widać. Gdy przyszedłem do Znicza Pruszków nie widziałem w nim jeszcze piłkarza reprezentacji, a na pewno nie piłkarza, który kiedyś będzie grał w Bayernie Monachium. Po kilku miesiącach, w jednym ze sparingów Znicza z ŁKS Łódź, zagrał przeciwko chorwackiemu zawodnikowi, takiemu typowemu rosłemu „zabijace”, z którym wcześniej miałem okazję pracować w Polonii Warszawa. Robert wszedł po przerwie z ławki. Lewandowski zdobył jedną lub dwie bramki. Nie pamiętam. Zapamiętam jednak na zawsze akcję, którą zrobił Robert. Przyjął piłkę na kontrę, założył „siatkę” Chorwatowi Ivanowi Udarevicowi, obiegł go. Potem posadził na tyłku bramkarza i strzelił bramkę. Wtedy zapaliło mi się światełko. Zacząłem patrzeć na niego inaczej. Brał udział w dodatkowych treningach, które prowadziłem dla napastników. Dostrzegłem w nim potencjał na reprezentację. Oddziaływałem na niego bardzo ostro. Jestem trenerem impulsywnym w pewnych momentach. Lewandowski ujął mnie jednak spokojem i pokorą. Wierzyłem w jego wyjazd zagraniczny, ale nawet wówczas nie myślałem o takich klubach jak Borussia Dortmund czy Bayern. Po półrocznym okresie naszej współpracy Znicz będący drużyną mającą walczyć o utrzymanie otarł się o awans do ekstraklasy. Roberta chciało 90 procent klubów z naszej najwyższej klasy rozgrywkowej. Wybrał Lecha. Ja mu podpowiadałem wówczas Legię. Dziś wiem, że dokonał dobrego wyboru. Miał szczęście, bo w Lechu akurat mocno stawiano na młodzież. Tam zrobił postęp i za chwilę poszedł do Dortmundu. Zwykły chłopak z Leszna, który nie został zepsuty w dużych akademiach. Nie trafiał na trenerów, którzy go hamowali. Każdy trener go rozwijał. Ja też dołożyłem swoją cegiełkę.

Rozmawiamy kilka dni przed pierwszym meczem nowego sezonu V ligi. Jaki cel stawia sobie trener Jacek Grembocki? Powalczycie o awans do IV ligi?

- Prowadziłem kilka zespołów, kilka wprowadziłem do wyższych klas i wiem jak łatwo można to zrobić. Biorę sześciu nowych graczy w okresie letnim, wymieniam słabsze ogniwo zimą i robię awans. Mówię tylko klubowym włodarzom ile potrzebuję pieniędzy i jest to bardzo łatwe. Zrobiłem tak trzy razy. W Kolbudach założyliśmy sobie inny plan. Tak duża liczba juniorów o niezłym poziomie, chętnych do pracy to potencjał, który musimy wykorzystać. Stawiamy na młodzież, która rozwija się przy zawodnikach starszych. To nasz cel. Oczywiście celem jest wygrywanie każdego meczu. Jeżeli ci chłopcy to zagwarantują, to będzie coś wspaniałego. Jeżeli okaże się, że jeszcze jesteśmy zbyt słabi, to musimy się uzbroić w cierpliwość. Stawiamy na nich dalej. Doskonalimy, rozwijamy. Za chwilę dojdzie kolejny młody rocznik do rywalizacji. Będziemy wymieniać słabsze ogniwa i pracować dalej. To jedyna droga, aby na trybuny wrócili kibice. W pierwszym składzie mamy dwóch, trzech starszych zawodników. Myślę, że idziemy w dobrym kierunku również dzięki zaangażowaniu ludzi z gminy i pomocy wójta. Ja to dostrzegam. Mamy wyremontowane szatnie, doskonałą murawę. Bez pomocy samorządu tego by nie było.

Na ile w V lidze ważna jest taktyka, a na ile zwycięstwo trzeba wybiegać, gryząc przy tym trawę?

- Taktyka jest zawsze ważna, jeżeli robi się to jak należy. Taktyka i technika są niezwykle istotne. Dokładając do tego przygotowanie motoryczne mamy zespół do awansu. Na drużynową jakość składa się materiał ludzki. To trener, piłkarze, odnowa biologiczna, trening taktyczny, techniczny, szybkościowy, wytrzymałościowy. Najważniejszy jest materiał. Ja nie mogę grać Barcelony na szóstym poziomie. Były tu takie wizje. Kto z Kolbud na przestrzeni ostatnich dekad zrobił karierę w wyższych klasach rozgrywkowych? Nie widzę takich osób. Nikt mi nie powie, ze przez dwadzieścia lat nie było w gminie dziecka, które mogłoby się rozwinąć tak, aby zaistnieć w zawodowej piłce. Ja wszystko czego nauczyłem się od prawdziwych znawców futbolu chcę przekazać tu jako koordynator w Akademii Sportu Kolbudy. Nie każdy trener wychowa reprezentanta, ale każdy musi mieć powiew świeżości i być wzorem do naśladowania dla dzieci i młodzieży.

Ostatnie pytanie. Z perspektywy czasu jakie wydarzenie z Pana bogatej kariery piłkarskiej było dla Pana najważniejsze?

- Ja spełniłem swoje marzenia i zagrałem w reprezentacji Polski. Marzeniem mojego trenera Michała Globisza, który trenował mnie od dziecka było, żebym zagrał w pierwszoligowej Lechii Gdańsk. Ja poszedłem dużo dalej. Ludzie, którzy nie słuchali hymnu z orzełkiem na piersi nie będą w stanie zrozumieć uczucia jakie temu towarzyszy. Powiem Panu szczerze, że mam bardzo łatwe życie. Żyję z pasją, tylko z piłki. Wszystko co w życiu osiągnąłem, osiągnąłem dzięki piłce.

Dziękuję za rozmowę.

Jacek Grembocki - jest wychowankiem Lechii Gdańsk i w tej drużynie debiutował w seniorskiej piłce. W 1983 zdobyła z Lechią Puchar Polski. Wystąpił również w spotkaniach z Juventusem Turyn w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów i znalazł się wśród zwycięzców Superpucharu Polski (1983). Z Lechią awansował do ekstraklasy. Przez 9 sezonów był piłkarzem Górnika Zabrze, z którym został dwukrotnie mistrzem Polski (1987, 1988) oraz zdobył Puchar Polski (1988).

Jacek Grembocki posiada licencje UEFA PRO. W przeszłości był trenerem między innymi Cartusii Kartuzy, Znicza Pruszków oraz Polonii Warszawa. W reprezentacji Polski debiutował 18 marca 1987 w meczu z Finlandią, ostatni raz zagrał w 1994. Łącznie w biało-czerwonych barwach rozegrał 7 spotkań.