Rozmowa z Andrzejem Nosowskim, finalistą programu The Voice Senior.

„Wspaniały głos, piękne wykonanie”, „Dla mnie ten Pan już wygrał”, „Wbiło mnie w fotel i poszły łzy”, „Gdzie Pan się chował tyle lat? Dawno nie słyszałam tak autentycznie zaśpiewanego utworu” – to pierwsze z brzegu komentarze pod półfinałowym nagraniem utworu „Konie”, które publikują internauci pod nagraniem Pana występu. Co Pan czuje gdy czyta takie opinie? Wzruszył Pan nie tylko telewidzów, ale również jurorów, którzy w swoim artystycznym życiu niejedno widzieli i słyszeli.

- Jest mi niezmiernie miło i jestem zaskoczony. Przyznam jednak, że gdy oglądam dziś swoje półfinałowe wykonanie, to wiem, że powinienem to zrobić lepiej. Komentarze na bieżąco śledzi żona. Pada wiele ciepłych słów, to fantastyczne. Nie zapominajmy, że jesteśmy seniorami-amatorami. Część uczestników miała wcześniej kontakt ze sceną. Dla mnie to zupełna nowość. Przyznam szczerze, że na początku miałem sporo problemów z oddechem i artykulacją. Pomogli mi wspaniali instruktorzy podczas warsztatów, w tym moja trenerka Izabela Trojanowska, od której wiele się nauczyłem podczas warsztatów. Cieszę się więc, że moje wykonania podobają się tak wielu ludziom.

Czy odczuwa Pan już pierwsze efekty popularności? Wiemy, że wielu mieszkańców naszej gminy mocno Panu kibicuje i z zapartym tchem ogląda kolejne odcinki.

- Tak. To bardzo miłe. Już po pierwszym odcinku, gdy odprowadzałem wnuczkę do szkoły byłem pytany o udział w programie. Gratulują mi nawet obce osoby, które spotykam w sklepie czy na stacji benzynowej. Co ciekawe bywam rozpoznawany, chociaż moją twarz zakrywa maseczka. To naprawdę przyjemne i fajne, że jako amator – wokalista mogę się zaprezentować szerokiemu gremium, któremu podobają się moje wykonania.

Ile trwa przygotowanie do występu w studio? Czy uczestnicy The Voice Senior sami wybierają sobie repertuar? Trudno oprzeć się wrażeniu, że piosenki, które dotychczas Pan wykonał w programie wyraźnie Panu podpasowały.

- O repertuarze decyduje produkcja, której jestem ogromnie wdzięczny za dotychczasowe wybory. Rzeczywiście to mój klimat. Przygotowania z powodu pandemii w dużej mierze odbywają się zdalnie. Dostaję linię melodyczną i przez kilka dni chodzę i sobie podśpiewuję. Co chwilę przykładam telefon do ucha, odsłuchuję podkładu. Zastanawiam się też w jaki sposób interpretować utwór. Piosenkę „Konie”, którą wykonałem w półfinale śpiewała przecież znakomicie wielka artystka Maryla Rodowicz, a w 2013 roku na festiwalu w „Opolu” Natalia Sikora. Obie Panie wykonywały ten utwór wspaniale, choć oczywiście w różny sposób. Chciałem znaleźć coś pomiędzy tymi wykonaniami. Chyba udało mi się to wypośrodkować, a efekt tych poszukiwań widzowie zobaczyli w półfinale.

Jest Pan w finałowej ósemce. Widzowie komentujący Pana występy upatrują w Andrzeju Nosowskim faworyta. Robi Pan ogromne wrażenie na jurorach, czyli… Nie zapeszając, nie jest pan chyba bez szans? Co Pan wykona w sobotę 6 lutego?

- Finał podzielony będzie na dwie części. Z ósemki do decydującej rozgrywki awansuje czwórka uczestników, spośród której zwycięzcę wybiorą telewidzowie. Przygotowuję się więc do fazy finałowej. Na razie nie chciałbym mówić o repertuarze. Niech pozostanie to niespodzianką. Chciałbym prosić mieszkańców, aby trzymali za mnie kciuki.

W sobotę 6 lutego kończy się program. Czy wraz z nim dobiegnie końca Pana przygoda ze śpiewaniem? Mówił Pan, że przed udziałem w show nie występował Pan publicznie. Może teraz to się zmieni?

- Nie myślałem o tym w takim kontekście. To jeszcze zbyt świeże. Żeby występować na scenie trzeba mieć warsztat, oprawę, akompaniament. Ja na razie nie snuję takich planów. Skupiam się na finale programu. Nie mam kontaktów w środowisku muzycznym, które pozwoliłyby mi już dziś planować  dalsze estradowe występy. Zobaczymy co przyniesie jutro. Rozmawiam oczywiście z innymi uczestnikami. Niektórzy z nich myślą po cichu o tym, żeby robić coś dalej. Nie ulega wątpliwości, że dla emerytów nie ma dziś zbyt wielkiej oferty w radiowej przestrzeni. Niewiele stacji gra muzykę dla tej grupy wiekowej. Byłem kilka miesięcy temu na występie mojej trenerki Izabeli Trojanowskiej. Mimo iż odbywał się w ścisłym rygorze sanitarnym atmosfera była fantastyczna. Seniorzy chcą słuchać muzyki i potrafią ją doceniać. Jest nas trochę, więc kto wie? Gdyby była okazja, można by było coś przygotować. Poczekajmy jednak na finał.

Jako amator został Pan uczestnikiem popularnego muzycznego show z wielką publicznością, znanymi twarzami jurorów. Znalazł się Pan w blasku reflektorów. Co jest dla Pana największą wartością tej przygody?

- To, że już na tym etapie zostałem doceniony. To, że podczas mojego wykonania widzę zaciekawienie na twarzach wspaniałych jurorów. Po ostatnim nagraniu podeszła do mnie Alicja Majewska i powiedziała, że jest zaskoczona moim występem. To fantastyczne. Andrzej Piaseczny, który podczas przesłuchań w ciemno, jako jedyny juror nie odwrócił swojego fotela, dziś wysyła mnie na festiwal piosenki aktorskiej we Wrocławiu. Poznałem mnóstwo fantastycznych, życzliwych ludzi. Od popularnych jurorów, przez producentów, operatorów kamer, dźwiękowców. To dla mnie niesamowita przygoda i fantastyczne przeżycie. Niestety Seniorzy boją się takich wyzwań. Zupełnie niepotrzebnie. Warto się zgłaszać, pukać do tych drzwi i korzystać z życia.

Dziękuję serdecznie za rozmowę i - chyba podobnie jak cała Gmina Kolbudy - trzymam kciuki za finałowy występ.