800 lat Lublewa, 650 lat kościoła

Wieś Lublewo obchodziło 800 lat swego istnienia, natomiast kościół pw. NMP Królowej Korony Polskiej obchodził jubileusz 650-lecia. Inicjatorem obchodów Jubileuszu Lublewa i jego kościoła jest miejscowy proboszcz ks. Kazimierz Południak.

- Współczesna Polska targana przez różne zawirowania jest krajem, w którym powoli zaczyna zapominać się o tożsamości narodowej i obecnie coraz mniej przywiązuje wagi do minionych dziejów i historycznych dat. Czy nasz kraj musi stać się łupem komercjalizacji wszelkich działań. Uważamy, że nie! - napisał proboszcz w liście do parafian, przypominając historię wsi i kościoła.

Do władz wystąpił z propozycją zorganizowania festynu rekreacyjnego dla mieszkańców gminy i mieszkańców Gdańska, gdyż dziwnym zrządzeniem losu, gdańszczanie od wieków pomagali wsi Lublewo. Wybrany na inaugurację obchodów rocznicowych świąteczny weekend związany z historyczną datą 3-maja jest nie tylko praktyczny, ale i symboliczny. Ponadto od lat jest to dzień odpustu w parafii. W tym roku w ten dzień przybędzie do Lublewa wiele osobistości.

Okruchy historii

Wieś Lublewo obchodziło 800 lat swego istnienia, dlatego przedstawiamy Państwu krótki zarys historyczny tej miejscowości.

Pierwsza zapisanie w dziejach fakty świadczące o istnieniu Lublewa, a jak wtedy zapisano Lublewa, to rok 1148, w którym odnotowano oddanie od jego mieszkańców dziesięciny na rzecz Kościoła. Ponieważ kolejne zapisy znajdujemy w dokumentach osadniczych (krzyżackich), a odnoszą się one do lat 1290-1300, stąd śmiało możemy udokumentować obchodzoną teraz rocznicę. Lata późniejsze to okres w którym wieś została własnością podkomorzego gdańskiego Unisława. Kolejnymi właścicielami byli jego synowie: kasztelan tczewski Jakub i Jan podkomorzy tczewski. W 1310 r. wieś kupują Krzyżacy z Komturii Gdańskiej, nie gospodarują jednak zbyt długo, bo już w 1349 roku Kontur Gdański nadaje wieś na prawie chełmińskim wieśniakowi Henrykowi Rychterowi i jego spadkobiercom. Rodzina Rychterów trwa tutaj długo, bo około 100 lat.

Wracając do 1349 r., ks. Stanisław Kujat w "Rocznikach Towarzystwa Naukowego w Toruniu" z 1902 r. pisząc o założycielach parafii w ówczesnej diecezji chełmińskiej podaje: Lubielewo pod Gdańskiem - 1349 r. - kiedy to dokument o nadaniu ziemi Kościołowi mówi iż ta ziemia jest dana "by zaś dusze wszystkich wiernych zmarłych nie były przez nas zapomniane". Świadczy to najprawdopodobniej o klęsce morowej, co być może skłoniło Krzyżaków do oddania wsi Rychterom. Ten okres jest już dobrze znany i posiada stosunkowo bogatą historiografię. I tu na "Mapkach woj. pomorskiego w II połowie XVI w. Stanisław Biskup i A. Tomczak piszą: "Klasztor Kartuzów objął i posiadał w XIV i XV w. trzy miejscowości w powiecie gdańskim, wśród nich Lublewo. Nieco inaczej fakt ten opisuje w "Historii Gdańska" t. II prof. Edmund Cieślak: klucz dóbr Zakonu Kartuzów wysunięty na wschód obejmował Kolbudy Górne i Bielkowo sąsiadujące z gdańską enklawą Lublewem.

I to prawda, bo po roku 1454 Lublewo staje się własnością bogatego Gdańska. Gdańsk przekazuje, wieś za ogromne zasługi - jak to zostało powiedziane - rajcy gdańskiemu Martenowi Bochowi, a w 1506 r. kolejnemu rajcy Piotrowi Mellyn. Najazd szwedzki zapisał się spustoszeniem wsi. Wielki pożar w 1683 roku dokończył dzieła zniszczenia. Spłonął kościół, plebania, szkoła i 13 gospodarstw. Z okresu tego zachowały się dokumenty mówiące, że do parafii Lublewo należały m.in. Bąkowo i Kolbudy Górne. Wieś po pożarze odbudowała się szybko. W miejscu spalonego kościoła w ciągu roku stanął nowy, istniejący do dzisiaj. O jego historii z przed pożaru nie zachowało się wiele danych.

Wiemy, że został wzniesiony w wieku XIV. Z roku 1413 mamy zapiski o plebanie Jordanusie. Wiemy, że w latach 1657 - 58 zbudowano nawę, a w 1680 kaplicę. Jest gotycko barokowy. Murowany z drewnianą wieżą. Do dnia dzisiejszego mimo sędziwego wieku piękny i na szczęście w niezłym stanie technicznym. A przecież widział wiele: i Brandenburczyków i Krzyżaków i wojska polskie, a nawet oddziały Napoleona, które to wraz z dywizją polską gen. Kosińskiego w 1807 roku opanowały Bielków, Goszyn i Borkowo. Trwał w okresie Wolnego Miasta Gdańska i II wojny. Od wieków stoi na przedhistorycznym terytorium osadniczym w ciągu: Kolbudy, Lublewo, Bielkowo, Bąkowo, posiadającą wspólną liczącą kilka tysięcy lat tradycji.

Osadnicy

Po zakończeniu wojny Lublewo opustoszało. Jego mieszkańcy ewakuowali się przed frontem albo wraz z nim.

W ramach przymusowej powojennej wędrówki ludów przybywali osadnicy, Polacy wysiedleni z kresów wschodnich. Jedną z pierwszych była pani Izydora Markowska z domu Kozdroń. W październiku 1945 r. przybyła do Lublewa wraz z rodziną po miesięcznej wędrówce kolejowym wagonem towarowym. Nie tylko ona, pół wsi, które trzymało się razem. Wraz z Kozdroniami opuścić musiały wieś Majdan k/Borysławia w dawnym woj. lwowskim i przybyły do Lublewa rodziny Wójtowiczów, Kozłów, Milerów, Ważnych, Witmanów, Zaleszczyków.

- Lublewo było opustoszałe. Zastaliśmy przybyłe wcześniej cztery rodziny repatrianckie. Otrzymaliśmy przydział mieszkania w domu do dziś istniejącym, w którym spakowana czekała na samochód przesiedleńczy stara Niemka. Pokazała, że zostawia w piwnicy niepełny worek kartofli. Moja mama dała jej w rewanżu słoik przetopionego masła, które wieźliśmy z sobą. Te kartofle pomogły nam przetrwać zimę - wspomina pani Izydora Markowska.

W następnych latach przybywali nowi ludzie, wielu z lubelskiego w poszukiwaniu lepszych warunków życia. W 1946 r. rozpoczęła działalność garbarnia w Straszynie, gdzie otrzymał pracę ojciec pani Izydory i zadowolony z takiego obrotu spraw jeździł tam drogą przez las, rowerem.

Z komunikacją nie było łatwo. W 1950 r. kiedy p. Izydorze zachorowało małe dziecko, do Gdańska po penicylinę dojechała wojskowym autem (takie jeździły dwa razy dziennie tam i z powrotem) Wrócić musiała jednak pieszo.

Wspominają też Państwo Markowscy pierwszego wójta gminy Kolbudy Kazimierza Słomskiego, który mieszkał w Lublewie. Zapamiętali jak w charakterystycznym kapeluszu jeździł bryczką zaprzężoną w parę białych koni. Po nim funkcję wójta sprawowali. Po nim funkcję wójta sprawowali p. Bodlak, i p. Boksa - dodają.

Ze wspomnień Jana i Zygfrydy Markowskich pierwsze lata w powojennym Lublewie wyłaniają się jako biedne, ale radosne. Kresowiacy przywieźli swoją mentalność i obyczaje. W noc wigilijną po pasterce zbierali się w grupki i wraz z harmonią kolędowali sąsiadom pod oknami, w lany poniedziałek wiadra z wodą szły w ruch. Wszystko odbywało się z humorem i kulturalnie. Nie było burd, był szacunek dla starszego pokolenia. Ludzie byli życzliwi i otwarci na siebie. Lata biegły, dorastały dzieci, powstawały nowe domy, życie zataczało kolejne koła.

Zachowane w pamięci - wspomnienia

O tym jakie było Lublewo przed 1939 r. opowiada jego mieszkanka Cecylia Klein z domu Wittstock, której rodzina związana jest z wsią od trzech pokoleń.

- Była to wieś bogata - wspomina p. Cecylia. Mieszkało tu około 150 rodzin, było 16 dużych gospodarstw rolnych. Bogaci gospodarze posiadali (oprócz własnych) domy dla swoich robotników. Wieś leżała przy trakcie do Gdańska i znajdowały się tutaj zajazdy z karczmami i stajniami dla podróżujących. Tędy jeżdżono z towarem na jarmark do Gdańska i tutaj się zatrzymywano w drodze powrotnej. Zajazd był w miejscu dzisiejszego "Relaxu" i także po drugiej stronie w domu zajmowanym przez rodzinę Patoków. Tam też znajdowała się na podwórku duża sala dancingowa z pięknym parkietem, która przetrwała do pierwszych lat po wojnie.

Tu, gdzie dzisiaj jest sklep GS był sklep z materiałami i pasmanterią, sklep spożywczy był w domu zamieszkałym przez rodzinę Muchów. Na zapleczu domu rodziny Kopańskich znajdowała się ubojnia i masarnia. Był Zakład Budowlany, Malarski, Fryzjerski, Szewski. Był weterynarz i położna. Dzisiejsza hurtownia COOL, a wcześniej jej poprzedniczka chłodnia stanęły na gruzach zniszczonej podczas ofensywy w 1945 r. gorzelni.

- Mój tato i dziadek - kontynuuje swoje wspomnienia Cecylia Klein mieli własną kuźnię (budynek stoi do dzisiaj i jest częścią dobudowanego do niego warsztatu samochodowego). Nad nią, na poddaszu w małym pokoiku mieszkaliśmy. Mój ojciec był komendantem straży pożarnej, a ta była konna. Kiedyś coś się paliło, jechał przez wieś na rowerze i trąbił zwołując strażaków.

Na mapie Lublewa (Löblau) z 1939 r. oznaczono usytuowanie gospodarstw. Dziewięćdziesiąt kilka procent to nazwiska niemieckie.

- Przed wojną była to wieś typowo niemiecka. Pamiętam, że mieszkało tam tylko dwóch Polaków: Libowski i Hinz - wspomina mieszkaniec Pręgowa, związany z Polonią Gdańską Wojciech Kamiński.

- Po wojnie, nie wyjechaliśmy jak wszyscy do Niemiec - mówi w zamyśleniu Cecylia Klein. Tu żyli nasi dziadkowie i rodzice. Czuliśmy się gdańszczanami.