Pod okiem rekordzisiki i mistrzyni świata Jadwigi Wilejto, czternaścioro dzieci i młodzieży z gminy Kolbudy trenuje łucznictwo w Klubie Kuźnia. Dyscyplina ta, chociaż tak piękna, nie należy do popularnych.

Na początek gmina kupiła 16 łuków, z tego sześć wyczynowo-szkoleniowych oraz 10 dla dzieci lub początkujących. Zimą grupa trenuje dwa razy w tygodniu, czyli strzela w korytarzu pomieszczeń socjalnych na stadionie, a od wiosny, gdy pogoda na to pozwala, na murawie boiska. Wtedy treningów jest więcej.

- Podoba mi się strzelanie z łuku, bo wymaga skupienia i opanowania. Liczy się też siła w rękach - powiedziała młoda łuczniczka, Katarzyna Wolter. - Nie startowałam jeszcze w zawodach, ale na sukcesy mam zbyt małe doświadczenie. Niewiele jest młodzieżowych zawodów sportowych, a międzynarodowych nie ma wcale.

Młodzież zdaje sobie sprawę z wielu pozytywnych aspektów tego sportu.

- Łucznictwo uczy precyzji i systematyczności w dążeniu do celu, dlatego podoba mi się właśnie ta dyscyplina - przyznała Joanna Dawidowska. - Chciałabym długo trenować i wygrywać, jeśli szczęście dopisze. Mamy świadomość, że przed wiekami była to groźna broń, a dziś został z tego tylko sport i pokojowa rywalizacja. Najważniejsze, że w tej dyscyplinie wiek nie przeszkadza. Nasza pani trener jest wyrozumiała i ma do nas cierpliwość. Nie lubi tylko dekoncentracji i braku zapału do treningów.

Młodzi zawodnicy mają już pierwsze sukcesy. - Po trzech miesiącach treningów pojechałem na pierwsze zawody juniorów młodszych i zdobyłem trzecie miejsce - wyjaśnia Kamil Gostomski. - Sukcesów będzie więcej. Każdy z nas chciałby iść w ślady naszej pani trener. Póki co, podziwiamy jej piękną karierę sportową.

Marzeniem trener Wilejto jest zorganizowanie w Kolbudach młodzieżowych zawodowo puchar Polski. - Otwarte mistrzostwa gminy Kolbudy mogłabym zorganizować w każdej chwili i o frekwencję jestem spokojna. Potrzeba jednak dziesięć mat, na których zawiesza się tarcze. Na razie mamy ich cztery - przyznaje trenerka.

 

Rekord świata przez pięć lat

Z Jadwigą Wilejto, byłą mistrzynią świata rozmawia Wawrzyniec Rozenberg

- Czy długo czekała pani na swój pierwszy rekord świata?

- Na pierwsze międzynarodowe zawody łucznicze pojechałam w 1979 r. do Austrii i wygrałam je, ku mojemu zaskoczeniu. Po roku byłam już w kadrze olimpijskiej. Pierwszy wyjazd z kadrą do Anglii przyniósł złoty medal mistrzostw świata w klasyfikacji drużynowej. Na następnych mistrzostwach świata w Kanadzie poprawiłam życiowy rekord aż o sto punktów, co dało mi złoty medal w klasyfikacji indywidualnej. Na olimpiadzie w Montrealu byłam szósta, poniżej moich możliwości.

- A co z rekordem świata?

- W zawodach łuczniczych strzelamy po sześć razy w sześciu seriach. Najwyższym trafieniem jest dziesiątka. W sumie można zdobyć 360 punktów. Ja miałam rekordy świata 323 punkty na 60 metrów i 349 punkty na 30 metrów. Ten ostatni rekord utrzymał się przez ponad pięć lat i szczerze gratulowałam mojej następczyni. W klasyfikacji drużynowej dwa razy byłyśmy rekordzistkami świata. W sumie podczas 14 lat w kadrze Polski zdobyłam 39 medali w tym siedem z mistrzostw świata i cztery na mistrzostwach Europy. Na trzech olimpiadach zawiodłam na całej linii. Dłuższy pobyt poza domem jednak mnie dekoncentrował.

- Jaki sprzęt miała pani do dyspozycji?

- W latach siedemdziesiątych najlepsze byty łuki amerykańskie. Teraz dorównują im koreańskie i nie są zbyt drogie. Łucznictwo, to piękny sport i niezbyt drogi.