O prowadzonej na profilu społecznościowym Facebook akcji „Zapełnijmy ostatnią puszkę Pana Prezydenta dla WOŚP” słyszeli chyba wszyscy. Od kilku dni zbiórka, której inicjatorką jest Patrycja Krzymińska gości w serwisach informacyjnych największych stacji telewizyjnych. Jest też jednym z najczęściej komentowanych tematów w mediach społecznościowych. Nie wszyscy jednak wiedzą, że na co dzień Pani Patrycja prowadzi pracownię krawiecką w Kolbudach.

Jesteśmy świadkami wydarzenia bez precedensu. Spontanicznie zainicjowana przez użytkowniczkę Facebooka kwesta do wirtualnej skarbonki określanej mianem „ostatniej puszki Pawła Adamowicza” przerosła wszelkie oczekiwania. Założeniem autorki pomysłu było zebranie 1000 złotych. Ostatecznie przekroczyło kwotę… 16 milionów złotych! Do akcji włączyło się ponad 260 tysięcy darczyńców. Pani Patrycja, to osoba o wielkim sercu i nie mniejszej skromności. Jak mówi nie chce, aby jej działalność gospodarczą łączono z prowadzoną w mediach społecznościowych akcją. Na prośbę zainteresowanej nie podajemy więc nazwy pracowni pani Patrycji.

Wolontariuszce, która swoim pomysłem zszokowała nawet Jurka Owsiaka zadaliśmy kilka pytań.

Liczyła Pani ilu wywiadów udzieliła w związku z akcją „Zapełnijmy ostatnią puszkę Pana Prezydenta na WOŚP”?

- Nie, nie liczyłam (śmiech). Mówiąc szczerze w pewnym momencie przestałam już nad tym panować. W ostatnich dniach było mało snu, co skutkowało przeogromnym zmęczeniem.

Wszystkie rozmowy rozpoczynały się zapewne od tego samego pytania. Skąd pomysł? Nie będę więc oryginalny.

- Pomysł przyszedł 14 stycznia, gdy oglądałam telewizję. Pokazano film z Prezydentem Pawłem Adamowiczem. Był bardzo szczęśliwy ze swojego osobistego rekordu i kwoty jaką udało mu się zebrać. Uczestniczyłam tego dnia w finale Orkiestry, biegałam z rodziną aby wrzucać pieniądze do puszek wolontariuszy. Zaczęłam żałować, że nie udało mi się w tym roku spotkać pana Pawła Adamowicza na ulicy Długiej i wrzucić mu pieniędzy. Dotarło do mnie, że takich ludzi jest pewnie więcej i może ja utworzę taką zbiórkę na WOŚP, do której zaproszę znajomych. Oni zachęcili swoich i akcja zaczęła przybierać na sile. Nie spodziewałam się. Początkowo były obawy czy uda nam się w ogóle uzbierać chociaż tysiąc złotych…

Pan Prezydent w jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi udzielonych do kamery stwierdził „czuję intuicyjnie, że padnie rekord”. Tak się stało, w dużej mierze dzięki pani.

- Faktycznie. Przyznam szczerze, że dopiero niedawno miałam okazję zobaczyć tę wypowiedź…

Skąd pomysł, żeby zbiórkę przeprowadzić z wykorzystaniem mediów społecznościowych? Miała już pani wcześniej jakieś doświadczenia w tego typu akcjach?

- Absolutnie nie. To była pierwsza moja zbiórka i przy jej okazji nauczyłam się jak płaci się kartą kredytową (śmiech). Znajomi tworzą zbiórki urodzinowe, wybierają organizacje, na które chcą wpłacać pieniądze. Kilka razy pojawiła mi się taka wiadomość gdy przeglądałam facebooka. Pomyślałam, że to może dobry pomysł, aby za pomocą tego właśnie narzędzia zebrać pieniądze na WOŚP.

Była pani wcześniej jakoś związana z WOŚP? Pracowała pani np. jako wolontariusz?

- Wolontariuszem nigdy nie byłam. Co roku chodziliśmy jednak z rodziną na finały Orkiestry i zasilaliśmy jej konto wrzucając pieniądze do puszek.

Jak wyglądało pani spotkanie z Jurkiem Owsiakiem?

Gdy spotkaliśmy się z Jurkiem we wtorek 22 stycznia na koncie było chyba 5 czy 6 milionów złotych. Powiedział nam , że to coś niebywałego. Mają 27 lat doświadczenia w prowadzeniu Orkiestry i nigdy się nie zdarzyło, aby jedna zbiórka pociągnęła za sobą takie masy ludzi. Był mocno zszokowany. Zadzwonił do mnie o północy z wtorku na środę i powiedział, że to niewiarygodne. Siedział przy komputerze i z zapartym tchem śledził jak rośnie kwota na koncie.

Będzie pani miała jakiś wpływ na co zostaną wydane zebrane przez panią pieniądze?

- Wpływu na to nie mam, bo się na tym nie znam. Jedyne ustalenie jest takie, że pieniądze zostają w Gdańsku, mieście Prezydenta Pawła Adamowicza. W sprzęt zostaną więc doposażone nasze gdańskie szpitale. Na pewno część kwoty zostanie przeznaczona na zakup specjalistycznej karetki dla wcześniaków. O przeznaczeniu reszty zdecyduje WOŚP, której przedstawiciele są w stałym kontakcie ze szpitalami. Sondują jakie jest zapotrzebowanie i zdecydują jak optymalnie wykorzystać te środki.

Myśli pani o tym żeby bardziej się związać z WOŚP? Stała się pani osobą popularną i na pewno będzie pani kojarzona z Orkiestrą.

- Szczerze mówiąc nie myślałam jeszcze o tym. Za to moja córka szybko „ogarnęła” temat i już podjęła decyzję, że będzie wolontariuszką WOŚP. Razem z synem w przyszłym roku będą więc chodzić z puszką. Na pewno będę towarzyszyć dzieciom w tej kweście.

Spotkała się już pani z Aleksandrą Dulkiewicz, p.o. Prezydenta Miasta Gdańska czy miała pani okazję porozmawiać również z rodziną Prezydenta Pawła Adamowicza?

- Tak. Było, to spotkanie, któremu towarzyszyło wiele emocji. Bardzo się go bałam. Przekazaliśmy kondolencje od całej naszej rodziny i znajomych. To przykre, że taka tragedia wydarzyła się w dniu, w którym wszyscy wznoszą się ponad podziały. Gdy wszyscy chodzimy dumnie z serduszkiem na piersi. Nikt nie spodziewałby się takiego ataki nienawiści i czystego zła w tak pięknym dniu.

Prowadzi pani w Kolbudach zakład krawiecki czy wielu pani klientów wie już, że ich krawcowa to „ta pani od 16 milionów dla Owsiaka”?

- Do tej pory nie było nikogo, kto by wiedział, że ja to ja…

Ale przed chwilą, w trakcie naszej rozmowy weszła klientka, która mówiła, że widziała panią w telewizji.

- A, faktycznie. Pani z guziczkami… Zastanawiała się czy w najbliższych dniach będzie otwarte. To jedyny taki przypadek. W poniedziałek byłam w pracy, a wówczas już było głośno o tej akcji. Klienci normalnie przychodzili, zostawiali swoje rzeczy i zamawiali inne do uszycia. Nikt nic nie wiedział. To całkiem przyjemne, bo wolę pozostać jednak anonimowa.

No właśnie, gdy umawialiśmy się na rozmowę zastrzegła pani, że nie chce, aby informować o nazwie pracowni. Dlaczego?

- Akcja zbiórki pieniędzy wypłynęła prosto z serca. Nie była ukierunkowana na chęć zysku czy wypromowania swojej firmy. Właśnie dlatego nigdy i nigdzie nie podawałam nazwy mojej pracowni. Uważam, że to nie czas ani miejsce na promowanie swojej osoby.

Zapytam jeszcze tylko o jedną rzecz zupełnie niezwiązaną z prowadzoną przez panią zbiórką. Jest pani mieszkanką Borkowa, dlaczego zdecydowała się pani prowadzić działalność gospodarczą w Kolbudach?

- Z Borkowa w stronę Kolbud rano nigdy nie ma korków (śmiech). Gdy wracamy do domu jest tak samo. Nasza miejscowość leży pomiędzy Gdańskiem a Kolbudami. Odległość dojazdu do pracy byłaby więc taka sama. Zdecydowaliśmy się na opcję wygodniejszą i taką… bardziej kameralną.

Dziękuję za rozmowę.