O swojej przygodzie z piłką opowiada Bartłomiej Merchel, aktualnie zawodnik AS Kolbudy

Jest jedynym mieszkańcem Gminy Kolbudy, który miał okazję założyć koszulkę piłkarskiej reprezentacji Polski. W wieku lat 10 zwyciężył w popularnym turnieju drużyn amatorskich „Z podwórka na stadion o Puchar Tymbarku”, którego finał aktualnie rozgrywany jest na Stadionie Narodowym w Warszawie. Trzy lata później z reprezentacją Pomorza zdobył tytuł Mistrza Polski do lat 13. Talent, dobra forma i wiele strzelonych bramek zaowocowały powołaniem do reprezentacji Polski do lat 15. Przez lata reprezentował barwy młodzieżowych drużyn Lechii Gdańsk. Co robi dziś Bartłomiej Merchel, który niedawno skończył 21 lat? Gra w Akademii Sportu Kolbudy, gdzie coraz więcej czasu poświęca pracy szkoleniowej z najmłodszymi rocznikami klubu.

Jak zapamiętałeś dzień, w którym przyszło powołanie do piłkarskiej reprezentacji Polski?

Dowiedziałem się o tym na meczu mistrzowskim kadry Pomorza. Choć zaproszony zostałem na konsultacje, a nie na mecz o stawkę emocje jakie temu towarzyszyły porównywalne były chyba z powołaniem do pierwszej reprezentacji kraju. Mieliśmy wówczas dwa sparingi. Najpierw graliśmy mecz kontrolny z Zawiszą Bydgoszcz. Wszedłem w drugiej połowie. Wygraliśmy 5:0 i nawet udało mi się strzelić bramkę z orzełkiem na piersi. Radość była ogromna. Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Ogólnie było chyba nieźle, bo w drugim meczu wyszedłem już w pierwszym składzie. Tam niestety całkowicie się spaliłem. Totalnie zjadła mnie trema. Już wtedy chyba za dużo myślałem i analizowałem w głowie każdy swój ruch na boisku. To był chyba mecz z kadrą jakiegoś województwa. Psychika ma ogromne znaczenie gdy chce się myśleć o zaistnieniu w poważnej piłce.

W tych meczach w kadrze grał z tobą również Kamil Piątkowski, który dziś jest zawodnikiem pierwszej reprezentacji kraju. Z Rakowem Częstochowa walczy o grę w europejskich pucharach, a za chwilę wyjedzie do Salzburga na zagraniczny kontrakt. Mocno się wtedy wyróżniał?

To był również dla niego pierwszy kontakt z kadrą. Był z nami wówczas również Sebastian Walukiewicz, aktualnie gracz włoskiego Cagliari Calcio. Przyznam szczerze, że wtedy wydawało mi się, że większy potencjał ma ten drugi. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że Kamil, chociaż specjalnie się wtedy nie wyróżniał zrobił ogromny postęp i osiągnął wiele.

Słyszałem z wiarygodnego źródła, że byłeś w tamtym czasie lepszy od dzisiejszego kadrowicza? Co sprawiło, że on jest reprezentantem Polski, a Bartłomiej Merchel gra w Kolbudach? Trener Jacek Grembocki, który na piłce niewątpliwie się zna i niejednego gracza prowadził, powiedział mi, że jesteś jednym z najlepszych technicznie zawodników z jakimi miał okazję pracować.

Myślę, że o powodzeniu w profesjonalnej piłce w dużej mierze decyduje głowa. Umiejętności może rzeczywiście mam na wyższą ligę, jednak kluczowym problemem w moim przypadku jest trudność w radzeniu sobie z presją. Tak było m.in. w przypadku konsultacji w kadrze do lat 15. W pierwszym meczu zagrałem na luzie. Wypadłem dobrze i byłem chwalony. W drugim sprawdzianie pojawiła się presja. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca na boisku. Cały czas zastanawiałem się, czy stoję w odpowiednim miejscu. To niestety nie pomaga. Łatwiej też grało mi się z rówieśnikami niż później w drużynach seniorskich, gdzie moimi partnerami na boisku byli starsi i doświadczeni zawodnicy.  

Wróćmy więc do czasów wcześniejszych i zwycięstwa w turnieju o Puchar Tymbarku. Gdybyś urodził się trochę później spełnił byś marzenie każdego młodego piłkarza, jakim jest rozegranie meczu na Stadionie Narodowym. Wy w 2010 roku finał graliście na stadionie w Lubinie.

Faktycznie obecnie finał tego turnieju rozgrywany jest na Narodowym. Nie zagrałem finału w Warszawie, ale dzięki wygranej miałem okazję zwiedzić stadion San Siro i zmierzyć się z rówieśnikami z AC Milan. To była nagroda dla zwycięzców turnieju. Wygraliśmy wówczas w Mediolanie 7:3 lub 7:4 a ja strzeliłem cztery bramki, w tym jedną z głowy, co nie zdarza mi się zbyt często. Emocje były ogromne, bo podczas pobytu we Włoszech trafiliśmy na mecz AC Milan – Fiorentina, w której wówczas grał Artur Boruc. Dzień przed meczem zawieziono nas do hotelu, w którym mieszkali gracze Fiorentiny. Wchodzimy do jednego z pokojów, a tam czeka na nas Artur. Długo rozmawialiśmy. Emocje były tak ogromne, że jeden z kolegów, który był wielkim fanem naszego bramkarza rozpłakał się ze wzruszenia. Po meczu, który Fiorentina przegrała po golu Zlatana Ibrahimovicia, Artur podbiegł w okolice miejsca, w którym siedzieliśmy na stadionie i rzucił nam swoje rękawice i koszulkę, tak jak obiecał nam dzień wcześniej podczas spotkania w hotelu.

W roku 2013 kolejny sukces i Mistrzostwo Polski do lat 13.

Tak. Z kadrą Pomorza graliśmy finał w Dzierżoniowie. W decydującej rozgrywce pokonaliśmy ekipę z Mazowsza. W naszej drużynie grali m.in. Karol Czubak, dziś piłkarz Widzewa Łódź, Jan Łoś z Arki Gdynia, a po przeciwnej stronie grał chyba Sebastian Walukiewicz. Muszę to jeszcze dokładnie sprawdzić.

Podobno jako nastolatek mogłeś jechać na testy do Leicester w Anglii?

Z Akademią Piłkarską Lechii Gdańsk byliśmy w tym mieście na turnieju piłkarskim, gdzie graliśmy z gospodarzami, a także drużynami Southend United FC Academy czy Southampton F.C. Podobno moja gra spodobała się Grzegorzowi Rasiakowki, który jest skautem w Leicester. Doszły mnie słuchy, że mój kolega i ja możemy pojechać na testy. Ostatecznie do tego jednak nie doszło. Ucieszył mnie natomiast sam fakt, że pochwalił mnie taki zawodnik jak Rasiak. Pamiętam, że po wygranym wysoko meczu z Leicester, gdy schodziliśmy z boiska rodzice chłopaków z przeciwnej drużyny bili nam brawo. U nas rzecz nie do pomyślenia. Było nam naprawdę miło.

Jako młody piłkarz Akademii Piłkarskiej Lechii Gdańsk radziłeś sobie bardzo dobrze. Później będąc zawodnikiem najstarszej drużyny juniorów gdańskiego klubu miałeś okazję trenować wspólnie z zawodnikami doskonale znanymi z boisk Ekstraklasy.

Trenowałem m.in. z Marco Paixao, Michałem Nalepą, Rafałem Wolskim, Mateuszem Matrasem czy Grzegorzem Kuświkiem. Pracowali z nami trenerzy Piotr Wiśniewski i Paweł Pęczak, legendy Lechii. Mogłem podpatrywać profesjonalną piłkę. Różnica jest spora. Trzeba wiele pracy, żeby osiągnąć ten poziom.

Podobno trener rezerw Lechii Tomasz Unton mocno na Ciebie wówczas liczył. Grałeś tam razem z Mateuszem Sopoćko czy Mateuszem Żukowskim, którzy znani są już z występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dlaczego po kilku meczach w profesjonalnej, seniorskiej  piłce zdecydowałeś się na przeniesienie się do Kolbud i czwartej wówczas ligi?

Tak wyszło. Zagrałem chyba z pięć meczów. Nie wierzę w siebie za bardzo. Teraz jest już trochę lepiej, choć jeszcze nie do końca.

Masz 21 lat, jesteś wciąż młodym zawodnikiem. Liczysz jeszcze na powrót do ligowej piłki na wyższym poziomie? W AS Kolbudy radzisz sobie nieźle w pierwszej rundzie rozgrywek zdobyłeś 9 bramek.

Byłem ostatnio z dyrektorem klubu na testach organizowanych w Bydgoszczy, gdzie spotkałem trenera Roberta Wójcika, który w wieku 15 lat powołał mnie do reprezentacji. Mieliśmy okazję porozmawiać. Pamiętał mnie z tamtych testów. Kilka lat temu byłem też na testach w Jagielloni Białystok, których nie wspominam zbyt dobrze, choć było to niewątpliwie ciekawe doświadczenie. Nie wiem co przyniesie przyszłość. Jestem aktualnie graczem AS Kolbudy i na tym się skupiam.

Mimo młodego wieku sporo czasu poświęcasz też pracy z najmłodszymi piłkarzami AS Kolbudy, którzy są w wieku, w jakim ty osiągałeś wielkie sukcesy. Prowadzisz z nimi treningi techniczne i wspomagasz trenera Pawła Piotrowskiego w roczniku 2010-2011. Myślisz już o pracy trenerskiej?

Praca trenera jest trudniejsza niż gra na boisku. Paweł poprosił mnie o pomoc. Wcześniej miałem z chłopakami indywidualne treningi techniczne. Nie ukrywam, że podoba mi się to coraz bardziej. Zobaczymy jak będzie dalej.

Obserwujesz treningi chłopców, którzy są w wieku, w którym ty zdobywałeś mistrzostwa i puchary. Dostrzegasz w nich potencjał? Są w klubie zawodnicy, którzy mogą odnosić sukcesy?

Jest kilku zawodników bardzo zaawansowanych technicznie, którzy nie są słabsi niż ja w ich wieku. Zobaczymy jak będą się rozwijać i jak bardzo będą chcieli w przyszłości poświęcić się piłce. Staramy się stwarzać im jak najlepsze warunki do rozwoju.

Jak byś porównał szkolenie młodzieży w AS Kolbudy i takim profesjonalnym klubie jak Lechia Gdańsk?

Treningi w Lechii odbywają się codziennie. Ćwiczonych jest więcej złożonych schematów podań. Nie wiem czy jest to lepsze czy nie. Trenerzy mają różne opinie na ten temat. W mojej ocenie w Lechii chłopcy są też bardziej zdyscyplinowani.

Dziękuję za rozmowę i powodzenia w dalszej karierze.